Rozdział 6 część 1
"Wszyscy ludzie z zewnątrz są tacy sami" to zdanie obijało się w głowie Bruno przez cały dzień. Ledwo mógł skupić się na pomocy mieszkańcom w sprzątaniu po fieście. Impreza trwała do bladego świtu. Jeszcze przy kilku niewielkich stołach przesiadywali mocno napojeni mężczyźni i podśpiewywali coś do siebie, ciągnąc ostatnie łyki z butelek. Mieszkańcy powoli ogarniali cały bałagan. Zamiatali ulice z pozostałości po konfetti i piniatach. Ostrożnie zdejmowali kolorowe girlandy, wycierali okna z barwnych pyłków, składali pozostałości po straganach. Na głównym placu powoli zbierane były wszystkie stoły, systematycznie przerzucane na wozy zaprzęgnięte w osły. Ostrożnie i powoli oddalały się do poszczególnych domów i stodół. Dziewczęta energicznie zbierały pozostałe naczynia, mając przy tym sporo zabawy. Niezastąpiona Luisa podnosiła po dwie ławy i wrzucała na wozy. Julieta i Pepa pilnowały, by wszystko zostało bezpiecznie i dokładnie zapakowane. Nie obyło się bez małego deszczu i piorunów. Agustin i Felix również starali się pomagać, przenosząc co większe skrzynie. Wyraźnie zauważyli, że coś gryzie ich szwagra. Felix jako pierwszy zaczepił go.
- Coś ty taki ponury? Nie wyspany? - rzucił żartobliwie, szturchając go łokciem. - Za dużo wrażeń miałeś wczoraj?
Bruno podniósł nieco nieprzytomne spojrzenie na niego.
- Nie, skąd. Wszystko gra – burknął, powracając do dźwigania jednego z glinianych wazonów.
- Daj spokój, stary. Przecież wyraźnie widać, że błądzisz myślami gdzie indziej – ciągnął dalej.
- Nad czym się tak zastanawiasz? - dołączył Agustin.
- Nad niczym konkretnym – Bruno machnął wolną ręką, nieco zachwiał się i szybko chwycił wazon od spodu. - Wracajmy lepiej do roboty, jeszcze sporo pracy przed nami.
Wyraźnie dawał im znać, że nie chce rozmawiać. Nie miał na to ochoty. Jego ściągnięte brwi i sroga mina mówiły jedno – Dajcie mi spokój. Mężczyźni spojrzeli na siebie, następnie odprowadzili go wzrokiem do jednego z wozów. Gdy tylko dziewczęta nie były czymś zajęte, miały ochotę wypytać Tio Bruno o wczorajsze romantyczne spotkanie. Ale gdy chciały do niego się zbliżyć, Felix już z daleka pokazał im, że to nie najlepszy pomysł. Mirabel i Isabel spojrzały nieco zaskoczone na niego, następnie z daleka zlustrowały wuja. Nie było w nim tej swobody i radości, jak zazwyczaj. Normalnie w takiej sytuacji energicznie i niemal z podskokami robiłby swoje, będąc dosłownie wszędzie. Dzisiaj natomiast sprawiał wrażenie, jakby był tutaj za karę. Po prostu wykonywał swoje zadanie i tyle. Siostry spojrzały po sobie i domyśliły się, że stało się coś złego. Mirabel nie mogła odpuścić, martwiła się o niego. Byli bardzo zżyci ze sobą i chciała mu pomóc. Podeszła do niego ostrożnie, pomagając załadować ostatnie skrzynie. Bruno uniósł z nią pakunek i postawił na skrzypiącym wozie. Nie zabierając rąk z ładunku spojrzał na Mirabel. W jego oczach był smutek i rozczarowanie.
- Co się stało? - zapytała cicho.
- Ech... - westchnął ciężko, przymykając oczy.
Mirabel potrafiła czytać w nim jak w otwartej księdze. Zbyt dobrze się znali. Doskonale wiedział, że ukrywanie przed nią czegokolwiek byłoby trudne. Ufał jej i wiedział, że dziewczyna chce jedynie mu pomóc. Nie mógł tego powiedzieć chłopakom, ale z nią musiał się podzielić.
- Wszyscy ludzie z zewnątrz są tacy sami – powiedział na głos to, co obijało się echem w jego głowie.
- Chodzi o Wiktorię?
- Nie zależało jej na poznaniu mnie. Chciała tylko mojego daru – wyjaśnił krótko, odchodząc od wozu.
- Strasznie mi przykro – Mirabel poczuła się winna tej sytuacji. - Naprawdę myślałam, że jest miłą osobą.
- Była miła – rzucił. - Jednak odniosłem wrażenie, że tylko po to, by dostać, co chce.
- Rozumiem, że poprosiła Cię o wizję – wywnioskowała.
- Tak.
- A dlaczego?
- Nie wiem – zastanowił się. - Bo było to dla niej ważne, bo musiała wiedzieć, co ją spotka. Nieważne. Zależy jej tylko na tym, by zdobyć moją wizję. Może i wysłuchałbym jej dalej, gdyby nie zagroziła, że i tak weźmie, co chce – spojrzał na Mirabel z obawą.
- Sądzisz, że byłaby w stanie coś takiego zrobić? - zdziwiła się.
- A bo ja wiem – wzruszył ramionami. - Ale zabrzmiało to bardzo poważnie. Wątpię, by mogła nam zagrozić. Stwierdziła, że nie chce nas skrzywdzić – zaśmiał się szyderczo. - Ale jej słowa... jej wyjaśnienia i czyny... Nie wiem co mam myśleć. Jedno natomiast wiem, Wiktoria z pewnością jest niebezpieczną osobą. Nie chciałbym, byś jej szukała i wypytywała o te sprawy – poprosił, choć bardziej brzmiało to jak rozkaz.
- Może zrozumiałeś coś źle? Dałeś jej wyjaśnić dokładniej, o co jej chodzi?
- Nie było takiej potrzeby. Nie uszanowała mojej decyzji. Mam nadzieję, że Ty ją uszanujesz – warknął na nią, co nigdy wcześniej się nie zdarzało.
- Dobrze, Tio. Nie będę jej szukać i obiecuję, że nikogo też o to nie poproszę – powiedziała z ręką na sercu.
- Dziękuję, Mirabel.
- Nadal nie rozumiem – kontynuowała rozmowę, podnosząc z nim kolejny pakunek. - Miałam wrażenie, że jest przyjazną osobą.
- Ja też.
- Znaczy, nie chodzi mi o jej zachowanie i to, co mówiła. Odniosłam wrażenie, jakby czułam gdzieś w środku, że jest to osoba dobra. Nie umiem tego wyjaśnić, ale niemal od pierwszej chwili wiedziałam, że nie byłaby w stanie skrzywdzić nikogo.
- Ludzie potrafią ukrywać swoje prawdziwe ja – rzucił. - Może jej udało się zwieść również i Ciebie.
- Nie. To nie to – zamyśliła się, prawie wypuszczając z rąk pakunek.
Bruno szybko zareagował i podniósł go wyżej, wrzucając na ostatni wóz. Mirabel zachwiała się i jakby ocknęła. Spojrzała na niego pytająco. Bruno uśmiechnął się niezręcznie.
- Nie rozmawiajmy już o tym – stwierdził po chwili. - To nie ma teraz znaczenia.
- W porządku – odpowiedziała mu ciepło.
- Dziękuję za rozmowę.
- Wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć – szturchnęła go z rozbawieniem.
Mężczyzna zaśmiał się. Mirabel wiedziała, jak poprawić jego nastrój. W tym była najlepsza. Wzięła go pod rękę i oboje w o wiele lepszych nastrojach skierowali się w stronę Casity. Między dwoma budynkami, gdzieś w ciemniejszej uliczce, Wiktoria przyglądała się im. Odprowadziła wzrokiem każdego w górę doliny. Bała się. Konfrontacja z całą rodziną była bardzo ryzykowna, ale konieczna. Tym razem nie mogła pozwolić sobie na błąd i musiała ujawnić swoje umiejętności. Przez głowę przeleciała jej myśl, że może gdyby powiedziała Bruno prawdę to spojrzałby na nią inaczej. Zerknęła na swoje przedramiona. W końcu była taka, jak oni – choć nie do końca właściwie. Mętlik wewnątrz był coraz większy. Obawy zwiększały się. Ale nie mogła zawrócić. Musiała zdobyć jego wizję. Nie chciała nikogo skrzywdzić, nie chciała pokazać się z tej złej strony. Może da radę porozmawiać z innymi, przedstawić się, wyjaśnić wszystko. Nie wiedziała co ma robić. Zacisnęła dłonie w pięści.
„Ogarnij się” rzuciła w głowie. „Już to robiłaś. Teraz nie będzie inaczej” Cofnęła się kilka kroków i oddaliła z miejsca infiltracji.
Uwaga: Ze względu na ograniczenia blogowej notki do określonej ilości znaków (64000) większe rozdziały będą dzielone na dwa. Więc takich, jak ten, będzie więcej. Co więcej dziwna konfiguracja notek sprawia, że mogą się one różnić nieco stylem, za co przepraszam.
Pozdrawiam