Rozdział 3
Abuela spoglądała na wszystkich dookoła. Radowało ją to, że jej rodzina jest szczęśliwa. Podobnie jak całe miasto. Była dumna z nich. Ludzie, którymi się otaczała śmiali się i bawili. Jednak gdzieś w głębi czuła dziwny niepokój. Nie wiedziała, skąd się bierze i co oznacza. Pojawił się nagle, bez ostrzeżenia. Jej twarz posmutniała. Spuściła wzrok. Nie była w tym stanie zbyt długo, gdyż po chwili zamaszystym skokiem usiadła obok niej Mirabel. Była zdyszana i zakręcona jak zwykle. Zaśmiała się i odetchnęła z ulgą.
- Ale zabawa, co Abuela? - rzuciła wesoło, przytulając się do niej. - Nie pamiętam, by kiedykolwiek było tu tak tłoczno!
- To dzięki Tobie, moja Mira – uśmiechnęła się do niej, ukrywając niepokój.
Jednak Mirabel zbyt dobrze czuła, co się dzieje w jej rodzinie, by nie zdołała zauważyć, że Almę coś zasmuciło.
- Babciu? Wydajesz się przygnębiona – położyła rękę na jej dłoni. - Czy coś Cię martwi?
- Nie nic, mój motylku – rzuciła z westchnięciem. - Po prostu jestem już troszkę zmęczona – uśmiechnęła się.
- Mnie nie oszukasz, Abuela – naciskała dziewczyna. - Powiedz mi, co się dzieje.
- Ja... - zawahała się. - Cieszę się, że wszyscy dobrze się bawią i że nadeszły dobre czasy dla nas i dla całego Encanto. Ale mimo to czuję w środku, że coś jest nie tak, że zbliża się jakieś zagrożenie. Nie umiem tego wyjaśnić. Z resztą, to uczucie już zniknęło. Już czuję się lepiej. Ale chętnie udałabym się do Casity – pogładziła Mirabel po włosach.
- Pójść z Tobą? - zatroskała się.
- Nie, spokojnie. Poradzę sobie – zaśmiała się Alma. - Ty się baw, zasłużyłaś na to.
- Jak my wszyscy – przytuliła ją mocno. - Kocham Cię, babciu.
- Ja Ciebie też, moja Mira – odwzajemniła ciepło.
Abuela wstała ostrożnie z ławy i udała się w kierunku domu. Mirabel podążyła kilka kroków za nią, jednak nie chciała naciskać i postanowiła pozostać na placu. Odejście Almy zauważyła Julieta i Pepa, które też z zatroskaniem chciały ją odprowadzić, jednak i im odmówiła z uśmiechem, mówiąc to samo, co Mirabel. Oddalając się od muzyki i rozkrzyczanych ludzi, powoli szła po bruku w stronę Casity. Im dalej od centrum, tym mniej było ozdób i ludzi. Gdzieniegdzie pozostawały jeszcze kolorowe plamy po pyłkach z pąków. Powietrze było czyste, ciepłe, a noc bezchmurna. Gwiazdy połyskiwały na niebie jak diamenty. Alma spojrzała w górę i wciągnęła głęboko powietrze.
- Szkoda, że Ciebie tu nie ma, mój Pedro – powiedziała zamyślona.
- Wiesz, że zawsze jest z nami – odpowiedział jej ktoś.
Odwróciła się zdziwiona. Wpierw myślała, że widzi ducha. Dopiero po chwili jakby obraz się wyostrzył i przed nią stał Bruno. Uśmiechał się ciepło do niej, a jego zielone oczy błyszczały.
- Brunito – wyszeptała Alma.
- Mirabel powiedziała, że gorzej się poczułaś – wytłumaczył się.
- To nic takiego – uśmiechnęła się do niego. - Nie musiałeś za mną iść.
- Jestem Twoim synem, oczywiście, że musiałem – zdziwił się i wziął ją pod rękę.
- Dziękuję, Brunito – Alma nie ukrywała radości, że jest obok.
Szli chwilę w ciszy, ciesząc się swoją obecnością, spoglądając w gwiazdy, podziwiając naturę dookoła Casity i tańczące świetliki. Bliżej domu muzyka cichła, była ledwo zauważalna. Nagle fasady rozbłysły kolorami. Oboje odwrócili się. Z centrum i z obrzeży miasteczka wystrzeliwane były fajerwerki. Kolorowe kwiaty wybuchały z blaskiem na ciemnym niebie, jedne po drugich. Z każdym z wybuchów słychać było głośniejsze krzyki zachwytu. Fiesta wkraczała chyba w połowę swojego trwania. Do rana bowiem zostało jeszcze sporo czasu. Alma spojrzała z łzami w oczach na syna i przytuliła się do niego. Bruno odwzajemnił uścisk.
- Powinieneś wracać, dalej już sobie poradzę – wyjaśniła z uśmiechem, nieco karcąco.
- Oj daj spokój. Wiesz, że huczne imprezy i kolorowe bale nie są moją naturą – rzucił, rozkładając ręce i gestykulując dłońmi. - Jestem raczej spokojnym człowiekiem.
- Musisz przestać spędzać tyle czasu ze swoimi szczurami i zacząć spotykać się z innymi ludźmi – rzuciła przekąsem.
- Wcale tyle czasu nie spędzam – zakłopotał się. - No może trochę tak, ale to nie znaczy, że z innymi ludźmi się nie spotykam – sprostował.
Abuela spojrzała na niego zdziwiona.
- Okej, okej – uniósł ręce obronnie. - Już idę – rzucił niczym dziecko wysłane do pokoju za karę, po chwili uśmiechnął się. - Na pewno dobrze się czujesz? Może potrzebujesz pomocy?
- Nie obawiaj się o mnie, Brunito – pogładziła jego twarz. - Zobaczymy się rano.
Bruno skinął głową, uśmiechając się ciepło. Casita zaskrzypiała drzwiami i otworzyła je na oścież. Alma powoli wkroczyła do środka. Mimo obietnicy, Bruno chciał jednak pójść za nią, jednak dom postanowił go zatrzymać i zamknął przed nim drzwi.
- Dobra, rozumiem – rzucił dziecinnie. - Ale żeby to było ostatni raz – pogroził domowi.
Casita postukała dachówkami na jego odpowiedź. Bruno dosłownie obrócił się na pięcie i skierował się w stronę miasteczka. Martwił się nieco o swoją mamę. Przez ostatni rok bardzo się ze sobą zżyli, starali się odbudować relację, nadrobić te dziesięć lat nieobecności. Wspierał ją we wszystkim i wiedział, że na to samo może liczyć z jej strony. Zaniepokoił się tym tajemniczym zachowaniem Almy. Z rękami w kieszeniach kroczył leniwie po bruku, co chwilę kopiąc jakiś kamyk. Był pogrążony w myślach do tego stopnia, że ledwo dostrzegł, iż wkroczył już w tłum. Z zamyślenia wyrwał go huk fajerwerków gdzieś nad jego głową. Ocknął się, jakby sam nim dostał. Rozejrzał się zdezorientowany i westchnął z ulgą. Dołączył do swojej rodziny. Mirabel, Luisa i Antonio siedzieli przy stole i rozmawiali o czymś z rozweseleniem. Gdy dołączył do nich zachmurzony Bruno, spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Tio Bruno, coś taki ponury? - szturchnęła go Mirabel.
- To zapewne dlatego, że żadna go nie zaprosiła do tańca – rzuciła żartobliwie Luisa.
- Ta... znaczy nie, nie. A o co chodzi? - spytał zdezorientowany.
- O to, że zamiast być tam, jesteś tutaj – odparła Isabela, podbiegając rozweselona do stołu.
- No właśnie, choć z nami zabawić się trochę – dziewczęta próbowały go oderwać od ławki.
- Nie, dziękuję – bronił się. - Naprawdę nie jest to konieczne. Już raz tam byłem i nie powiedziałbym, żeby poszło mi dobrze – rzucił z grymasem.
- Coś ty! Byłeś świetny – odparł Antonio.
- No, jasne – prychnął Bruno.
- Pewnie! No choć, nie daj się na siłę wyciągnąć – powiedziała z wrednym uśmiechem Luisa, zacierając dłonie.
- Nawet nie próbuj – pogroził jej palcem, co biorąc pod uwagę różnicę ich gabarytów, wyglądało komicznie.
- Pewnie wolałby zatańczyć z tamtą kobietą – odparła Dolores, stając obok i udając, że nic nie słyszała.
- Z jaką kobietą?! - zainteresowały się dziewczęta.
- Z tą, którą uratował przed upadkiem – rzuciła nieco złośliwie.
Bruno wpierw spojrzał na Dolores ze zdziwieniem, później jego twarz się skrzywiła w grymas niezadowolenia.
- Nie ma żadnej kobiety – rzucił, wymachując rękoma.
- Kim ona jest? - naciskały dziewczyny, nie wierząc w jego zapewnienia.
- Nikim, nawet jej nie znam.
- Czyli ktoś jest? - Mirabel puknęła go łokciem.
- Ej!
- Rzadko z kimkolwiek rozmawiasz, poza swoimi szczurami i nami, więc jakoś tak szybko wyłapałam waszą rozmowę – wyjaśniła Dolores, przewracając niewinnie oczami.
- Nie było żadnej rozmowy – Bruno kontynuował tłumaczenia. - Kobieta się zachwiała, prawie upadła, ja ją jedynie złapałem, by nie została z niej mokra plama – dłonią gestykulował, pokazując poszczególne etapy ich spotkania – I tyle!
- Skoro to tylko tyle, to czemu się rumienisz, drogi Tio? - zauważyła Isabela, zbliżając się do jego twarzy i wskazując na policzek.
Dziewczyny zaśmiały się złowieszczo. Bruno nie wydawał się tym zadowolony. Nie był na nie zły, po prostu nie wiedział, czemu robią z tego taką sensację.
- Pewnie jeszcze tu jest – rozejrzała się Mirabel. - Pamiętasz jak wyglądała? - rzuciła z entuzjazmem.
- Jak każda kobieta w tym mieście – prychnął.
- Tyle, że ona nie jest stąd – sprostowała go Dolores. - Mówiła, że dzisiaj przybyła.
- Ej! Mogłabyś...
- O! To pójdzie łatwiej – zaśmiała się Luisa, przerywając jego wypowiedź – Znamy większość nowo przybyłych i na pewno znajdziemy kogoś, kogo nie widziałyśmy – rozejrzała się dookoła.
- Świetny plan – przytaknęła Isabela.
- Chwila moment – powstrzymał je. - Czy ja prosiłem o jakieś poszukiwania kogokolwiek?
- Nie.
- No właśnie.
- Dlatego naszym obowiązkiem jest to zrobić – oznajmiła z uśmiechem Mirabel, pokazując kciukami na siebie.
- Dlaczego robicie z tego taką wielką sprawę? - rzucił zdziwiony. - Nie możecie pozwolić mi siedzieć sobie przy stole lub pomóc waszej mamie? – wskazał do tyłu na Julietę.
- Musisz zacząć przebywać też z innymi ludźmi, a nie tylko z nami – odparła Mirabel.
- Tak. Szczury powoli miewają dość Twoich przedstawień – odparł Antonio.
- No coś ty! One uwielbiają występować w nich.
- Nie – poprawił go. - Nie uwielbiają.
Bruno spojrzał wpierw na Antonio, później na dziewczyny. Uniósł palec, by coś powiedzieć, ale nie zdążył.
- To idziemy – rzuciła Isabela i po chwili wszystkie trzy wyskoczyły zza stołu.
- Masz przechlapane – podsumowała krótko Dolores, nim oddaliła się.
- Masz przechlapane – powtórzył Antonio.
- Ta... mam przechlapane – przytaknął mu i dosłownie opadł twarzą na stół.
Dodaj komentarz